Sekcja medyczna

Sekcja medyczna
Jesteśmy niewidoczni

środa, 21 stycznia 2015

The Man Trap

* Dziś mój pierwszy dzień służby. Siostra Chapel kazała mi na początek bacznie przyglądać się wszystkiemu i póki co niczego nie dotykać. Oficjalnie będę wpisana na listę dyżurów, gdy wróci nasz szef, doktor Leonard McCoy. Obecnie udał się na planetę M-113, wokół której orbitujemy. Ma zbadać małżeństwo Crater, archeologów. Pan Darnell z ochrony dopiero co wyszedł z ambulatorium - przyszedł po tabletki chlorku sodu, o których doktor zapomniał. Wziął cały słój. Po co komu tyle zwykłej soli?

* Doktor wrócił. Ledwie rzucił na mnie okiem, mruknął "Dzień dobry" i poszedł do siebie. Jest bardzo zdenerwowany.

* Już wiem, co się stało. Na planecie doszło do nieszczęścia. Zginął pan Darnell. Podobno otruł się nieznaną rośliną, ale słyszałam, jak doktor ma wątpliwości. Szkoda pana Darnella.

* Kapitan zakazał opuszczania statku. Nie wiem, co się dzieje, ale słyszałam jakąś awanturę na korytarzu.

* Już wiem, co to za awantura. Kancelistce Rand ktoś chciał ukraść solniczkę. Chyba że ona chce tylko zwrócić na siebie uwagę kapitana, więc opowiada bzdury. Po co komu jej solniczka? Nie lubię tej kancelistki, choć dzisiaj zobaczyłam ją pierwszy raz w życiu. Gwiazda pokładowa... Fryzurę ma taką, że oczy bolą patrzeć. Za to kapitan - boski.

* Na pokładzie znalazł się jakiś stwór. Utrzymują to w tajemnicy przed załogą, ale przecież nie na darmo nazywano mnie w Akademii - Cherry Długie Ucho. Nie to, żebym specjalnie podsłuchiwała, ale przecież nie moja wina, że mam nadwrażliwy słuch. Boję się. podobno to coś może przybrać każdą postać, a jest śmiertelnie niebezpieczne.

* Siostra Chapel wysłała mnie do pana Scotta z lekarstwem na ból głowy. Jak wracałam, potknęłam się i upadłam w rozlany smar. Muszę wyczyścić mundur, zanim doktor McCoy mnie zobaczy. Byłby wstyd. Na podłodze w kącie - spodek z czymś, co wygląda jak sól. Co tu dziś z tą solą? Powariowali wszyscy?

* Mój mundur nadaje się do chemicznego czyszczenia, musiałam się przebrać. Gdy wróciłam, w ambulatorium leżał pan Spock, a obok biołóżka stał doktor i bardzo zaaferowany kapitan. Doktor pogonił mnie nieparlamentarnym słowem po zestaw opatrunkowy dla Wolkan. Ktoś pobił pana Spocka, ale kto? Wszyscy go lubią i szanują jako żywą zagadkę. Zresztą chyba nie dałby się pobić ot tak, jest bardzo silny.

* To był ten stwór! Znowu zabił jednego z członków ochrony, a także profesora Cratera. Nie bardzo rozumiem, co stało się z jego żoną, a nikt nie chce mi nic wyjaśnić. Pan Spock ocalał, bo jest Wolkaninem i jego krew zawiera sole miedzi. Boję się o kapitana, on zawsze idzie na pierwszą linię. Chciałabym porozmawiać z doktorem, ale jest teraz jakiś dziwny. Nawet siostra Chapel to zauważyła.

* Już po wszystkim. Nic dziwnego, że doktor zachowywał się dziwnie, bo to wcale nie był on. Stwór przybrał jego postać, ale pan Spock nie dał się oszukać. Zastrzelili go, gdy zaatakował kapitana Leży teraz w ambulatorium, martwy. Powinnam się cieszyć, ale nie mogę. Żal mi go. To wielkie, obrzydliwe stworzenie, ale było inteligentne. Jako ostatnie ze swego gatunku musiało być bardzo samotne, a że atakowało z głodu... Doktor McCoy chyba jest tego samego zdania, bo siedzi przy swym biurku i płacze. Słyszałam też, jak mówi do tego martwego stwora "Wybacz mi, Nancy." Mam nadzieję, że z jego głową wszystko w porządku.

* Siostra Chapel zwymyślała mnie za źle ułożone narzędzia, ale zaraz potem przeprosiła. - Idź spać, Cherry - powiedziała - Jak na pierwszy dzień miałaś dość wrażeń.
Zjadłam w stołówce kolację. Była niedosolona, ale nie potrafiłam zmusić się, by sięgnąć po solniczkę. Potem wzięłam prysznic i nareszcie mogłam się położyć. Mam nadzieję że zasnę. Boże, jakie to szczęście, że mam już ten dzień za sobą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz