Sekcja medyczna

Sekcja medyczna
Jesteśmy niewidoczni

poniedziałek, 23 lutego 2015

Charlie X

* Gdyby nie Angela, na pewno nie wstałabym dziś na czas. Nie mogłam spać w "nocy" - śmieszne, czy na pokładzie statku gwiezdnego istnieje coś takiego jak noc? Jeszcze nie przywykłam do osobliwego sposobu odmierzania czasu na Enterprise. Angela miała na to czas, służy tu dłużej niż ja i jest podporucznikiem, podczas gdy ja dopiero chorążym. Zawsze była zdolniejsza niż ja, wszystko szło jej łatwiej. Mam wrażenie, że nawet rodzice kochali ją bardziej niż mnie. Na szczęście nie wpłynęło to na nasze relacje, zawsze jedna z nas pomagała drugiej w razie potrzeby.

* W ambulatorium doktor McCoy zagonił mnie od razu do roboty. Trzeba było pobrać krew na badania od młodego chłopaka nazwiskiem Charlie Evans. Nieprzyjemny typ. Ma zimne oczy. Kiedy na mnie spojrzał, poczułam dreszcze. Dobrze, że w ambulatorium był obecny kapitan. Wydaje się, że smarkacz ma przed nim pewien respekt.

* Właśnie dowiedziałam się o katastrofie Antaresa, który przekazał nam Charliego. To bardzo smutne, tylu ludzi zginęło. Niestety, tak się zdarza. Pomyślałam, że my też możemy zginąć, wystarczy przeciek w silniku i będzie po nas. Tak naprawdę latamy na bombie, tylko na co dzień nie myślimy o tym.

* Doktor McCoy powiedział mi, że Charlie jest dziwny, bo wychowywał się na planecie Thasus, gdzie nie ma ludzi. Dziwne, to jak przeżył? Podobno miał zapasy, ale nawet doktor nie wierzy w tę wersję. Podobno chłopak miał trzy lata gdy został sam - i dał sobie radę, jak mówi? Tak, panie Evans, a ja jestem najwyższym pretorem Romulusa.

* Większość załogi raczej polubiła Charliego, choć pojęcia nie mam dlaczego. Ja unikam go, jak tylko mogę, po prostu się go boję. Na szczęście nie zwraca na mnie żadnej uwagi, jest skupiony na Janice Rand. Nie może się od niego opędzić. Próbowała zapoznać go jedną z młodszych kancelistek, ale nic z tego. Charlie wyraźnie zakochał się w Janice. Jego zachowanie martwi pana Spocka, który chyba go o coś podejrzewa. Głośno nic nie powiedział, ale widzę, jak patrzy.

* Dziś stało się coś strasznego. Dowiedziałam się, że kapitan jest na siłowni, więc poszłam popatrzeć. Lubię gdy ćwiczy w obcisłych legginsach. Jest krępy, ale ładnie zbudowany, o gładkiej skórze i nie przeszkadza, że ma trochę tłuszczyku. Niestety przyprowadził ze sobą Charliego. Chciał go nauczyć chwytów judo, ale szczeniak się strasznie obraził, że kapitan go przewrócił. Wtedy Barry Mills, który siedział w kącie, zaczął się śmiać. Charlie najpierw krzyczał, że nie wolno z niego kpić, a potem jego oczy zaświeciły i Barry zniknął! Uciekłam i powiadomiłam ochronę.

* Ta kreatura tylko zewnętrznie jest człowiekiem. Ma straszliwą moc. To on zniszczył Antaresa, a teraz terroryzuje nas wszystkich. Podobno połamał nogi panu Spockowi, ale potem go wyleczył, bo kapitan powiedział, ze bez niego nie da rady kierować statkiem. Chce, zebyśmy go zawieźli do Kolonii 5, znaczy Charlie chce, nie kapitan oczywiście. Na samą myśl, co tam zrobi, można zwariować.

* Kapitan i Spock próbowali zamknąć Charliego w brygu, ale nie dali mu rady. Jest coraz gorzej. Janice Rand zniknęła, również wielu ludzi z ochrony. Jednego zamienił w jaszczurkę, a w ambulatorium przed chwilą musieliśmy podac środki uspokajające dziewczynie, której... zabrał twarz. Nie mozna tego inaczej określić. Od samego patrzenia na nią można dostać obłędu. Czy naprawdę nic nie można zrobić?
- Zaufaj kapitanowi, Charry.- powiedział doktor i mnie też dał na uspokojenie.

* Już po strachu. Okazało się, że Charlie wcale nie wychowywał się sam. Zajęli sie nim mieszkańcy Thasusa, istoty składające się z czystej energii i to one nauczyły go tych wszystkich sztuczek. Ich przedstawiciel zjawił się na mostku i zabrał gówniarza jak swojego, przywrócił tez wszystkich tych, którzy znikli. Co prawda kapitan już znalazł sposób, jak sobie z nim poradzić, ale walka mogła nas wiele kosztować. Dobrze, że przylecieli Thasusjanie i uwolnili nas od tego kukułczego jaja. Podobno błagał, by go nie zabierać, obiecywał że będzie już grzeczny - akurat!

* Siostra Chapel posłała mnie do Janice Rand z zastrzykiem na uspokojenie. Zastałam ją płaczącą jak bóbr. Chyba żal jej Charliego, choć był takim potworem. Mówiła, że to okropne dla ludzkiej istoty żyć wśród takich, których nawet nie da się dotknąć czy zobaczyć. Że do końca życia został skazany na samotność. Musiałam zostać i ją pocieszać. Nie jest chyba taka okropna, jak myślałam.
Chyba się jednak zaprzyjaźnimy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz